lech bator

Zabawa formą. Prace Lecha Batora we wnętrzach naszego biura

Lech Bator swoimi pracami odkrywa przed nami świat barw i form. Pobudza wyobraźnię, zaskakuje, wywołuje emocje i dyskusje. Zdaje się, że to sprawia mu przyjemność, podkreśla, że jego obrazy największego znaczenia nabierają właśnie wtedy, kiedy subiektywnie interpretuje je widz. Lubi bawić się formą, grafiką i kolorem, ale także słowem – poszukując ukrytych i czasem zapomnianych znaczeń.

Współpracę z Lechem Batorem nawiązaliśmy dzięki Galerii Wiele Sztuki, której właścicielką jest Elżbieta Kraszewska. Dziś nasze wnętrza nabierają innego znaczenia z obrazami Batora.

Na początek chciałam zapytać jaka idea stoi za Twoimi obrazami?

Też chciałbym to wiedzieć i czasem zadaję sobie to pytanie, ale nie mam na nie jeszcze odpowiedzi. Idea za tworzeniem obrazów jest taka, że jest to forma ekspresji siebie, traktuję to też terapeutycznie, bo dużo różnych rzeczy we mnie jest, często świadomie, często nieświadomie.

Malowanie jest opowiadaniem historii, wiele razy powtarzałem, że ta historia powstaje dopiero w momencie, kiedy następuje interakcja z obrazem. Ja mogę mieć swoje założenie czy myśleć, że o coś mi chodziło, a później może się okazać, że chodziło o coś innego. Natomiast tak naprawdę ta sztuka zaczyna żyć, kiedy widz patrzy na obraz. A każdy ma inne doświadczenia, inną wrażliwość i inną historię. Idea jest taka, żeby każdy mógł zobaczyć to, co w danym momencie czuje i żeby to był bodziec do tego, żeby się zastanowić, albo się nie zastanawiać i stwierdzić, że „o fajny obraz” albo stwierdzić, że „dziwny obraz i wcale niefajny”.

Miałam nie pytać, ale zapytam. Dlaczego jelenie?

Odpowiedz oczywiście jest, ale nie jednoznaczna. Nie wymyśliłem sobie jeleni, to raczej jelenie do mnie przyszły i może to one wymyśliły mnie, albo po prostu nawzajem się gdzieś przyciągnęliśmy. Jeleń pojawił się 15 lat temu w mojej twórczości. Przypadkiem, chociaż mówi się, że nie ma przypadków. Ja wywodzę się z projektowania komputerowego i początkowo moje prace powstają na ekranie komputera, to jest taki cyfrowy kolaż. Zanim zacząłem malować bawiłem się w Photoshopie, to były takie kompozycje graficzne, zlepki różnych elementów, i w pewnym momencie pojawił się tam jeleń – a pojawił dlatego, że w jednym ze swoich folderów, gdzie miałem zapisane mnóstwo inspiracji i fotografii, było też zdjęcie głowy jelenia. Stwierdziłem, że jest na tyle fajna i zacząłem ją wrzucać do swoich prac. A później stwierdziłem, że do tej głowy można dorobić postać człowieka. Najpierw pojawiła się głowa jelenia, dopiero później doszło do niej całe ciało. I stworzył się taki bohater hybryda jelenia z człowiekiem.

Oczywiście bardzo często pojawiają się pytania, dlaczego jeleń. Wtedy opowiadam tę historię, która opowiedziałem teraz. Zacząłem się też głębiej zastanawiać, dlaczego akurat to zwierzę. To naturalnie przeszło w skojarzenie z jeleniem na rykowisku, który w malarstwie kojarzył się raczej z kiczem. No i też to był dobry punkt wyjścia, żeby stwierdzić, że jelenia można trochę inaczej pokazać, dać mu to drugie życie, już nie na rykowisku.

Okazuje się, że jest to bardzo symboliczne zwierzę. Zresztą wszystko może mieć ukryte znaczenie. Jeleń jest uznawany za święte, bardzo dostojne, piękne, znaczące zwierzę. W różnych religijnych tematach pojawia się jako zwierzę patron. Z drugiej strony jest zwierzęciem ofiarnym, na jelenie się poluje, poroże się wiesza jako trofeum, jest więc pełen sprzeczności. Wczoraj przeczytałem, że jeleń jest połączeniem zwierzęcia i drzewa, jest połączeniem natury ruchomej i nieruchomej, bo faktycznie jego poroże wygląda trochę jak gałęzie drzewa.

Uważam, że jest tak ciekawym i możliwym jeszcze od eksploatowania tematem i postacią, że na razie nie zamierzam malować ludzi żyraf albo ludzi słoni. Jeleń jest po prostu bardzo fajny i też bardzo taki ludzki, ten jego pyszczek ma dużo cech i wizualnie, i emocjonalnie, które wydają mi się fajnym tematem do kontynuowania.

Powiedz mi, w którym momencie poczułeś, że osiągnąłeś sukces?

Wiesz co, ja poczułem, że osiągnąłem sukces, zanim go jeszcze tak naprawdę osiągnąłem. Był taki moment, kiedy faktycznie zacząłem sprzedawać swoje prace, to było wiele lat temu, wtedy trochę się tym zachłysnąłem i to był falstart, bo to jeszcze nie był taki moment, kiedy faktycznie można było powiedzieć, że to było to.

Nie wiem w sumie, jak się definiuje i mierzy sukces, pewnie dla każdego jest czymś innym. Z bardziej spektakularnych punktów w mojej karierze artystycznej było na pewno Monako. To był taki moment, że ten sukces pojawił się w trochę większej, bardziej mierzalnej formie, ponieważ wydarzyło się coś, co w zasadzie jest historią w stylu american dream, chociaż to było Monako dream. Udało mi się wtedy sprzedać wszystkie, na tamtą chwilę, dostępne obrazy, czyli 70 prac. Kupił je kolekcjoner sztuki z Monako, który jak się okazało, w swoich zbiorach, poza Batorem, ma np. Damiena Hirsta czy Rafaela. I to na pewno był sukces, w ciągu roku, półtora okazało się, że ceny moich obrazów wzrosły 10-krotnie, ponieważ historia Monako zaczęła działać. Wtedy też zniknąłem z rynku na jakiś czas, bo po prostu nie było obrazów, wszystkie zostały wykupione.

Później tych sukcesów pojawiło się więcej, na kolejnych aukcjach pojawiały się kolejne rekordy cenowe. Natomiast czy kwestia drogo sprzedanego obrazu jest sukcesem? Też chyba niekoniecznie. Myślę, że sukcesem jest moja konsekwencja w działaniu i rozwój. Przy okazji tego, że cały czas robię to, co robię artystycznie to mam dużo okazji do obcowania z samym sobą. Fajne jest to, że nie czuję się wtedy samotny, lubię być sam, lubię tę swoją indywidualność i czas, który spędzam sam ze sobą – jest to dobra okazja, żeby obserwować i poznawać siebie, mieć refleksję na swój temat, na temat życia, świata, ludzi więc myślę, że to też można nazwać sukcesem. W momencie, kiedy tworzę to jestem w takim stanie flow, nie zastanawiam się nad tym, co robię, tylko to robię, to się po prostu dzieje, i to jest w pewien sposób magiczne.

lech bator

Ciężka praca czy talent i odrobina szczęścia?

Teraz pytanie, czym jest praca? Bardzo dużą uwagę przykładam do słów, może czasem za dużą. Nigdy nie planowałem być artysta, ale tez nigdy nie chciałem pracować i broniąc się przed zostaniem artystą, szukałem różnych możliwości do zarabiania pieniędzy i skończyłem tu, gdzie skończyłem, czyli zostałem artystą, który sprzedaje obrazy i zarabia pieniądze.

Natomiast nie chciałem tego nigdy traktować jako pracy, bo praca kojarzy mi się z czymś obowiązkowym. Nie lubię słowa praca, tym bardziej ciężka praca, natomiast wiadomo, że talent czy szczęście samo w sobie niewiele zdziałają, bo trzeba jednak coś namalować, więc myślę, że na pewno działanie i konsekwencja w tym działaniu.

Szczęście na pewno. Ja w ogóle uważam, że jestem dużym szczęściarzem. Jak patrzę wstecz i łączę sobie kropki, to dużo rzeczy działo się w moim życiu takich, które na pewno nie wynikały w oczywisty sposób z tego, jak ja dużo czasu i pracy poświęcałem na pewne działania. Zdarzało się tak, że po prostu robiąc swoje, pozwalałem, żeby coś się zadziało, co po prostu mi pomagało i prowadziło dalej. Nadal stawiam na flow i płynięcie z nurtem, a nie przeszkadzanie, bo jeżeli złapie się falę to już nie trzeba ciężko wiosłować tylko ona cię unosi.

Czy są takie historie, w których Twoja sztuka zmieniła komuś życie?

Im dłużej robię to, co robię tym bardziej zaczynam na to patrzeć, nie tylko, jak na malowanie, i sprzedawanie obrazów, tylko widzę, że to jest trochę misja, trochę magia. Ludzie, którzy kupują te obrazy, nie kupują tylko obrazu, kupują jakąś historię i emocje. Zdarzyło mi się tak, że napisała do mnie kobieta, która powiedziała, że moje obrazy i prace, są dla niej inspiracja do przetrwania trudnych chwil, kiedy opiekuje się chorym dzieckiem. Pamiętam, że to było, w tamtym momencie zaskakujące, też trochę przygnębiające ze względu na kontekst, ale taka informacja uświadomiła mi, że to, co robię może być ważne.

Zadzwonił też do mnie kiedyś Pan, który powiedział mi: „Panie Lechu, ja od kilku lat choruje na Pana ucho” – chodziło o obraz, na którym był medyczny model ucha – to była graficzno-minimalistyczna praca, gdzie, poza tym modelem ucha, było kilka elementów, jakaś plama koloru, jakaś cyfra i chodziło o ten obraz.

Obraz miał już innego właściciela, ale poszliśmy na kompromis i namalowałem inny: z jeleniem i z tym modelem ucha, to było dosyć ciekawe.

Natomiast jeśli chodzi o relacje z klientami, którzy moje prace kupują, to nie jest raczej jednorazowa transakcja, czy jednorazowy kontakt. Często zdarza się, że po jakimś czasie wracają do mnie i uzupełniają swoją kolekcję. Często ktoś, kto kupuje gotowy obraz, a po jakimś czasie pyta, czy mógłbym namalować swoją wariację na temat jakiegoś zadanego tematu.

Do jakich wnętrz pasują Twoje obrazy?

Do każdych. Myślę, że moje prace są dosyć uniwersalne, nie sądzę, że są jakieś ograniczenie, że to musi być wnętrze nowoczesne czy klasyczne, czy totalny miszmasz, lata 70, barok. Te prace są fajnym uzupełnieniem, przyciągają wzrok, nie sądzę, że są wnętrza, do których nie pasują.

Ulubione miejsce w Warszawie?

To jest dobre pytanie, bo ja jestem z Warszawy, wychowywałem się i dorastałem na Ursynowie. A w ciągu ostatnich 20 lat przeprowadzałem się 12 razy. Mieszkałem w większości dzielnic: miasteczko Wilanów, Sadyba, Centrum, Mokotów, Wola. Teraz wylądowałem w Zalesiu Górnym. Może to jest trochę uciekanie od odpowiedzi, ale ja nie lubię pytania o „ulubione”. Nie wiem, jaki jest mój ulubiony film, obraz, myślę, że to się zmienia wraz z czasem. Teraz uspokoiłem swoje życie towarzyskie i dobrze mi jest tutaj w lesie, w Zalesiu.

Wasze biuro znajduje się w Fortach i to, co lubię to właśnie takie klimaty: stara architektura, cegła. Miejsca, które są na nowo zaadaptowane. Hala Koszyki, Browary, Fabryka Norblina, Hala Mirowska, takie klimaty starej architektury.

Wilanów lubiłem chyba za fakt, że w momencie, kiedy tam mieszkałem, wpisywał się dobrze w rolę, w której wtedy chciałem się widzieć, to było, jak rodził mi się syn. Wilanów wtedy był spokojny, ja miałem w garażu Volvo kombi, mieszkanie z ogródkiem, dziecko w drodze – to był taki moment, że Wilanów spełniał moje oczekiwania i wpisywał się w obrazek zakładania rodziny i spokojnego życia.

Na Pradze urodziła się moja mama i babcia, więc cześć dzieciństwa tam spędziłem. Na Saską Kępę zdarza mi się jeździć, bo mam tam zaprzyjaźnionego zegarmistrza.

Do Śródmieścia wracałem kilka razy, mieszkałem na ulicy Poznańskiej, to zawsze były przedwojenne kamienice – wysokie wnętrze, wysokie sufity – pod względem artystycznym bardzo wdzięczna przestrzeń, ale też dobre miejsce na różne afery, befory i imprezy. Momentami prowadziłem dom otwarty, ale to był etap, który na ten moment mam za sobą. Ostatnie moje mieszkanie w Warszawie: Plac Unii Lubelskiej, to było tuż przed przeprowadzką do Zalesia i wtedy to już był ten moment, kiedy od Śródmieścia, zgiełku i tłumu chciałem trochę odpocząć. Mieszkanie tam było fajne, bo w taki pewien perwersyjny sposób byłem w centrum, ale tak naprawdę nie musiałem się nigdzie spieszyć, nie musiałem codziennie wychodzić do pracy, nie musiałem gdzieś biec. Wyjście z psem i pospacerowanie wśród ludzi, którzy gdzieś pędzą było całkiem przyjemne, bo nie musiałem w tym uczestniczyć, mogłem się odciąć. Być w roli obserwatora. Ale wtedy też stwierdziłem, że jeśli przy moim trybie życia miasto nie jest mi potrzebne, to może trzeba zrobić kolejny krok i się przeprowadzić, uciec z miasta. I też trochę przypadkiem, chociaż kolejny raz powiem, że nie ma przypadków, pojawiła się możliwość przeniesienie do tego miejsca, w którym jestem teraz.

Z czym Ci się kojarzy Partners?

Wystrój wnętrz, prestiżowe, nowoczesne wnętrza, przestrzeń.

I transfer między nowoczesnością a tradycją. Forty, czerwona cegła, trochę starej architektury, tradycji i historii w nowoczesnym i fajnym wydaniu.

Po co sztuka we wnętrzach?

Sztuka we wnętrzach i tak się pojawia, bo jeśli to wnętrze nie jest pustym surowym sześcianem, jeśli pojawi się już jakiś kolor, coś na podłodze czy lampa to już jest forma sztuki, ale wtedy to jest może bardziej design czy sztuka użytkowa.

Przedmioty, którymi się otaczamy powinny być funkcjonalne, ale też dawać nam szczęście przez to, że cieszą oko. Wydaje mi się, że taka sztuka w bardziej tradycyjnym rozumieniu, czyli obrazy, rzeźby, fotografie, plakaty jest to po prostu formą stworzenia swojego miejsce i nadania mu klimatu.

Czym dla Ciebie jest szczęście?

Co dla mnie znaczy szczęście. To jest świetne pytanie.

Też zależy czy „szczęście” czy „mieć szczęście”, bo wydaje mi się, że szczęście, które się odczuwa musi być przede wszystkim związane ze spokojem. Ciężko jest czerpać radość i szczęście z małych rzeczy, jeśli nie jesteśmy spokojni, jeżeli towarzyszą nam natrętne myśli czy emocje, które odciągają nas od tego, gdzie jesteśmy w danej chwili. Myślę, że trzeba być tu i teraz, a nie wybiegać w przyszłość, nie snuć planów czy rozważać to, co mogło wydarzyć się inaczej. Więc szczęście kojarzy mi się z obecnością, z uważnością i z tym, że jesteśmy spokojni, bo nie mamy powodu się martwić. Niestety często jest tak, że szukamy rozwiązań problemów, których nie ma a robiąc to, sami sobie komplikujemy życie więc myślę, że szczęście jest proste.

 

Dziękujemy za możliwość rozmowy i spotkania się w Twojej pracowni. To było świetne doświadczenie i wyróżnienie.

O sztuce, szczęściu i wnętrzach moglibyśmy rozmawiać godzinami. Jeszcze do końca sierpnia zapraszamy naszych Przyjaciół i Klientów do obejrzenia i zakupu prac Lecha Batora, które znajdują się w naszym biurze. Jest nam niezwykle miło, że Lech Bator dołączył do społeczności Partners.

Zapraszamy na stronę www.lechbator.com

Bądź na bieżąco

Nasze 30-letnie doświadczenie, bogata oferta, obszerna baza Klientów oraz skuteczność pozwoliły nam wpisać się w rynek nieruchomości jako lider wśród agencji zajmujących się obrotem nieruchomościami premium w Warszawie, znany z wyjątkowej obsługi i unikatowych rozwiązań. Dołącz do naszej bazy, aby otrzymywać od nas tylko wyselekcjonowane treści i oferty z naszego portfolio.

W Partners International świadczymy usługi oparte na zaufaniu – nasi Klienci mogą mieć pewność, że ich dane są przetwarzane w bezpieczny sposób. Informujemy, że umieszczenie przez Partners International informacji o nieruchomości w bazie danych wiąże się z koniecznością przetwarzania Pani / Pana danych osobowych. Wysłanie przez Panią / Pana niniejszej informacji jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych. Dokument Polityki Ochrony Danych Osobowych znajdziesz tutaj.